Po żydowskich mieszkańcach Jadowa zostało jedynie kilka artefaktów i symboliczna ekspozycja, ale warto zapoznać się z opowieściami związanymi z tą miejscowością, które w pośredni sposób zostały uwiecznione nawet przez Hollywood! Tak, to nie żart! Bohater nagrodzonego trzema Oscarami filmu Romana Polańskiego Pianista, oficer Wehrmachtu Wilm Hosenfeld, stacjonował właśnie w Jadowie w roku 1940 i nawet opisał wieś w listach do rodziny! Jadowskie Muzeum nawiązało kontakt z córką Hosenfelda, dzisiaj 88‐letnią damą, która przekazała na wystawę fotografie jego autorstwa zrobione w tej miejscowości w roku 1940. Warto zobaczyć, jak wyglądała wieś w obiektywie „dobrego Niemca”. Skoro już jesteśmy przy śladach jadowskich historii w światowej kinematografii, to na pewno warto tu wspomnieć o filmie Bitwa o Anglię z 1969 roku, z Michaelem Cainem w roli głównej. Motyw zestrzelonego lotnika, który dostaje się do brytyjskiej niewoli, wzięty za Niemca z powodu swojego polskiego akcentu, oparty jest na prawdziwej historii majora Stanisława Łapki – pilota RAF‐u w dywizjonie 302 i 306 w latach 1940–1947, który był mieszkańcem Jadowa. Film można obejrzeć w domu, szukając „wątku jadowskiego”, a fotografie i wiersze pisane przez majora Łapkę – odszukać w muzeum. Co ciekawe, muzeum prowadzone jest przez ochotni‐ ków – członków JSH, którzy z przyjemnością i prawdziwą pasją potrafią opowiadać o dziejach okolicy, jej słynnych mieszkańcach i minionych, choć na pewno nie zapomnianych czasach. Jeśli więc poznawać historię regionu, to tylko od jej pasjonatów! Można tu także zamówić lekcję muzealną dla uczniów i porozmawiać z przewodnikiem wolontariuszem podczas wizyt indywidualnych.
Warto zarezerwować sobie minimum półtorej godziny na oglądanie zbiorów muzeum i dużo więcej, jeśli chcemy się dokładniej przyjrzeć co bardziej fascynującym eksponatom. A tych nie brakuje, bo spodziewać się możemy naprawdę cudeniek z całego świata! Gwizdki w kształcie bajecznie kolorowych zwierzątek, lokomotyw, ludzików, ale także sportowe, policyjne, kolejarskie, a nawet takie od parowozów czy czajników, zajmują gabloty od podłogi po sufit. Miniaturowe dzieła sztuki, z których najstarsze ma ponad 400 lat, pochodzą nie tylko z Polski, ale też z Afryki, obu Ameryk, Australii czy Amazonii. Ciekawa jest też historia samego szkolnego muzeum, bo takiego drugiego miejsca próżno by szukać w Polsce, a pewnie i w Europie. Placówką opiekują się uczniowie i personel zespołu szkół, a cała kolekcja została zapoczątkowana przez dar od prywatnych kolekcjonerów. Dzieci i młodzież zafascynowały się ofiarowanymi szkole gwizdkami, fujarkami oraz jedną okaryną i zaczęły powiększać zbiory, przynosząc kolejne eksponaty. Do akcji dołączyły się inne osoby dobrej woli, i po nieco ponad 20 latach kolekcja rozrosła się imponująco. Drewniane, gliniane, metalowe gwizdawki to jednak niejedyne przyniesione bądź odkupione od prywatnych kolekcjonerów skarby, jakie tu można znaleźć. Na uwagę zasługują fujarki, trąbki oraz ligawki. Czym jest ta ostatnia? Ligawka to polski ludowy instrument dęty o tysiącletnim rodowodzie. Jej bliskim krewniakiem jest róg alpejski oraz... aborygeńskie didgeridoo. Jeśli planujemy odwiedzić muzeum z dziećmi, warto zapytać o warsztaty garncarsko‐ceramiczne. Wykonanie własnego naczynia, rzeźby czy też działającej i wydającej dźwięk gwizdawki to wyjątkowo satysfakcjonujący sposób spędzenia wolnego popołudnia, i to nie tylko dla najmłodszych!
W tym prywatnym muzeum można nie tylko przyjrzeć się z bliska dziełom sztuki ludowej – rzeźbom, obrazom, wycinankom czy tkaninom – ale i samemu wziąć udział w procesie ich kreowania. Snucie motków wełnianych, warsztaty tkackie na prawdziwych krosnach, tworzenie wyrobów z wiórek lipowych czy budowa ozdobnych pająków to tylko niektóre z propozycji z bogatego wachlarza warsztatów oferowanych w tym miejscu. Niektóre z zajęć wymagają cierpliwości i dokładności – jak na przykład wycinanki z opłatka czy produkcja kwiatów z bibuły. Przy innych można się za to porządnie zmęczyć – wpadnijcie na zajęcia prania na tarach! – albo ubrudzić – rzeźba w glinie to nie jest przykład „czystej roboty”, ale ile daje satysfakcji! A to nie koniec. Można tu zagrać w bulle i minigolfa, rozpalić grila albo ognisko oraz przejechać się rikszą albo sankami... po trawie. Jeśli zadzwonimy i wcześniej umówimy się na wizytę, gospodarze podpowiedzą, kiedy można załapać się na występy teatralne albo konkurs kapel ludowych. Z wycieczki wrócimy pełni wrażeń i zapewne z własnoręcznie wykonanymi dziełami sztuki rękodzielniczej. Ozdobny pająk czy misterna wycinanka będzie na pewno oryginalną pamiątką po weekendzie spędzonym z bliskimi w miejscu, w którym króluje ciepła, wesoła atmosfera i udzielająca się wszystkim radość tworzenia.
TXT DOMINIKA DUDZIAK FOT SYLWIA SUCHOCKA/FOTOGRAFICZNI.PL